piątek, 4 października 2013

Rozdział I



Minęły dwa tygodnie od naszej przeprowadzki do Madrytu. Alejandro od tego czasu zmienił się Jest czuły, dobry i mnie kocha jak dawniej. Mam nadzieje, że nasze szczęście będzie trwało już zawsze. Siedząc sama w domu postanowiłam przygotować pyszną kolację dla nas dwojga. Nakryłam stół w jadalni. Świece, romantyczny nastrój i dobre jedzienie na pewno spodobają się mojemu mężowi. Założyłam ulubioną sukienkę, którą Alejandro kupił mi na urodziny. Słysząc dźwięk otwieranych drzwi poprawiłam jeszcze sztućce.

- Kochanie! Wróciłem! Gdzie jesteś? – usłyszałam głos mojego męża

- W jadalni. – powiedziałam. Stojąc tyłem do wejścia poczułam swoje ręce na talii i usta muskające moją szyję. Odwróciłam się do Alejandra dając mu namiętnego buziaka, który trwał dłuższą chwilę

- Koniec tych czułości, bo kolacja wystygnie. A przygotowałam same pyszności. Zapraszam – wskazałam na miejsce przy stole

- Mmm… Jesteś cudowna. – pocałował mnie przelotnie i usiadł. Nałożyliśmy sobie jedzenie.

- Jak ci minął dzień? – zapytałam

- Dzień jak co dzień. Praca, praca i jeszcze raz praca. Tworzymy projekt nowego osiedla. Jest to spora oferta. A ty jak spędziłaś czas, kiedy mnie nie było w domu.

- Odebrałam te łóżko do pokoju gościnnego. Dostawcy byli tak mili, że ustawili je. Byłam również na małych zakupach. Niedaleko jest świetne centrum handlowe. 

- A co kupiłaś? – zapytał

- Śliczną sukienkę i komplet bielizny. – uśmiechnęłam się zalotnie

- Ooo… To drugie bardziej mi się podoba. Po kolacji zaprezentujesz mi się? – Alejandro złapał moją dłoń, która leżała na stole. Pokiwałam twierdząco głową. Alejandro uwielbiał kiedy prezentowałam mu nowe stroje. Jeszcze bardziej kochał je zdejmować ze mnie. Cieszę się, kiedy jest czuły. Czuję się wtedy doceniana i potrzebna. Przegryzając kolejny kawałem krewetki zrobiło mi się strasznie niedobrze. Zerwałam się ze swojego miejsca i pobiegłam do łazienki. Pochylając się nad toaletą zwróciłam niemal całe jedzenie. 

- Kochanie wszystko w porządku? – Alejandro wszedł do łazienki. Odwróciłam się na dźwięk jego głosu na tyle gwałtownie, że zakręciło mi się w głowie. Potem ujrzałam tylko mroczki przed oczami. Chyba zemdlałam.

                                                                    ~”~

Wróciłem z treningu. Trener strasznie nas przeczołgał. Po przegranych derbach czeka nas mecz Ligii Mistrzów z Juventusem. Nie możemy popełnić żadnego błędu. Kibice nie podarowali by nam kolejnej porażki. Usiadłem na kanapie włączając telewizor na pierwszym lepszym kanale. Akurat leciały wiadomości.

Sergio Ramos – środkowy obrońca Realu Madryt i Hiszpanii rozstał się ze swoją partnerką, dziennikarką telewizyjną Pilar Rubio. Według sprawdzonych źródeł Pilar chciała ustabilizować swoje życie i założyć rodzinę. Piłkarz twierdząc, że jest za młody na małżeństwo i dzieci zerwał z kobietą w smsie. Czy Sergio Ramos zmieni kiedyś swoje gwiazdorskie podejście do życia? Nie idzie mu tylko w sprawach prywatnych, ale również na boisku. Los Blancos przegrywając mecz z FC Barceloną…

Wyłączyłem telewizor. Nie mogę słuchać tych głupot. Media zawsze mają wiele do powiedzenia nie wiedząc jak naprawdę jest. Pogrążony w swoich myślach usłyszałem telefon. Na wyświetlaczu widniała uśmiechnięta twarz Miriam.

- Widziałeś wieczorne wiadomości?  Co za bzdury! – powiedziała zła – Jak oni mają czelność tak przekręcać sprawy. Oboje dobrze wiemy, że nie rozstałeś się z Pilar z powodu jakiegoś małżeństwa i dzieci. Decyzja o rozstaniu została podjęta przez was oboje. Nie mieliście dla siebie czasu. Gdy jedno chciało się spotkać, drugie nie mogło. Poza tym Pilar nie zawsze była wobec ciebie szczera i nie do końca cię wspierała. – Miri dokończyła swój monolog nie dając mi dojść do słowa.

- Widzisz siostrzyczko, ja i osoby z mojego otoczenia wiedzą jak naprawdę wygląda moje życie. Tylko to się liczy. Nie przejmuję się tymi bzdurami i ty również nie powinnaś. Swoją drogą. W pracy masz czas na oglądanie takich głupot? – zapytałem rozbawiony

- Mam przerwę. No i po przerwie. Przywieźli kogoś i muszę iść na konsultacje. Przyjedziesz po mnie około 22:00? – powiedziała

- Tak jak się umawialiśmy. A jutro osobiście zawiozę cię do salonu po jakieś autko. Skoro nie chcesz brać mojego musisz mieć własne. – zakończyłem rozmowę. Poszedłem wziąć prysznic. Gorąca woda dała ukojenie moim obolałym mięśniom. 

                                                                         ~”~

Przebudziłam się w szpitalu. Lekarze przez cały ten czas mnie badali. Wezwali jeszcze jakiegoś innego specjalistę na konsultacje. Mam nadzieję, że nie jestem poważnie chora. Nic nie chcą mi powiedzieć. Wszystko zaczyna się układać i nie zniosę kolejnego nieszczęścia. Spojrzałam w okno rozmyślając.

- Zostawiam panią w dobrych rękach. – z rozmyśleń wyrwał mnie głos lekarza dyżurnego. Spojrzałam w stronę drzwi w których pojawiła się młoda, czarnowłosa kobieta. Mężczyzna wyszedł z pomieszczenia zostawiając mnie z nowo przybyłą lekarką. Przyglądając jej się uważnie zaczęła mi kogoś przypominać. 

- Miriam? – zapytałam nieśmiało – Miram Ramos? – kobieta początkowo spojrzała na mnie zdziwiona. Po chwili na jej twarzy pojawił się uśmiech

- Lorena Gomez? Boże, tyle lat. – Miri przytuliła mnie do siebie. – Co robiłaś przez ten czas?

- Skończyłam liceum w Camas, przeprowadziłam się, poszłam na studia, wyszłam za mąż. To tak w dużym skrócie. Nie chcę cię zanudzać. Lepiej powiedz co u ciebie. Odkąd przeprowadziliście się do Sewilli nasz kontakt się urwał. – powiedziałam

- Ja nie wyszłam jeszcze za mąż. Ale również skończyłam studia, medycynę. I wylądowałam tutaj. Musimy się umówić na jakąś kawę i pogadać. Tymczasem muszę cię zbadać. Zdejmiesz do połowy sukienkę?  Zrobię ci USG. – wykonałam polecenie Miriam. – Żel może być troszeczkę zimny. – w pewnym momencie poczułam chłodnawą maź. Miri jeździła po moim brzuchu w te i we w te. Zatrzymała się w pewnym miejscu.

-  Coś nie tak? Jestem na coś chora? – dopytywałam czekając w niepewności. Miriam tylko uśmiechnęła się.

- Nie wiem, czy można nazwać to chorobą. – spojrzała na mnie z uśmiechem.- Gratulacje! Jesteś w 2 miesiącu ciąży. – siedziałam oszołomiona jakbym dostała porządnie w głowę. W środku jednak cieszyłam się jak dziecko z zabawki. W prawdzie nigdy nie rozmawiałam z Alejandrem o dzieciach, ale na pewno się ucieszy.

- Naprawdę? Tak się cieszę. – uśmiechnęłam się ze łzami w oczach – Mam do ciebie prośbę. Mogłabyś zawołać mojego męża? Ale nie mów mu o niczym. Chcę to zrobić sama.

- Dobrze. To ten przystojniak co czekał przed drzwiami? – Miriam zaśmiała się. Pokiwałam twierdząco głową. 

Młoda lekarka wyszła z sali w której pojawił się następnie Alejandro. Usiadł na krześle obok szpitalnego łóżka. Złapał mnie za rękę uśmiechając się delikatnie.

- Co powiedzieli lekarze? – zapytał – Mam nadzieję, że to nic poważnego. Nie zniósłbym tego, że możesz być chora.

- Nic poważnego mi nie jest. – powiedziałam. Z drżącym sercem kontynuowałam – Jestem w ciąży. Kochanie będziemy mieli dziecko. 

- Jak to? – zapytał.

- Kotku, nie wiesz z kąt biorą się dzieci? – obróciłam jego pytanie w żart. - Początkowo również nie mogłam uwierzyć. Tak się cieszę. – powiedziałam uradowana. Alejandro puścił moją rękę i wstał z miejsca.

- A ja nie! Jakim cudem jesteś w ciąży. Na razie nie chcę mieć dzieci. Mówiłaś, że zażywasz tabletki antykoncepcyjne i nie chciałaś żebym zakładał gumkę twierdząc, że bez masz lepsze doznania! Jesteś tak głupia, czy tylko udajesz?! – mój mąż wściekł się, a ja nie wiedziałam dlaczego.

- Myślałam… - wyjąkała smutna

- To źle myślałaś. Zbieraj się, jedziemy do domu. Tam porozmawiamy. Czekam w samochodzie! – krzyknął. Wychodząc z sali trzasnął drzwiami. Otarłam łzy lecące po policzkach i zmierzyłam po odbiór odpisu. Podałam jeszcze numer telefonu i dane personalne. Miła pielęgniarka z uśmiechem na twarzy podała mi kawałek papieru. Przemierzając szpitalny korytarz spotkałam Miriam. Udałam szczęśliwą.

- I jak, mąż się ucieszył? – zapytała

- Tak. Zadowolony tatuś. – skłamałam. Pod powiekami czułam pieczenie, ale nie mogłam się rozkleić. – Muszę lecieć. W razie gdybyś chciała zadzwonić i umówić się to mój numer zostawiłam w pokoju pielęgniarek. Pa! – pocałowałam dziewczynę w policzek i wyszłam z gmachu szpitala. Wsiadłam do samochodu. Alejandro rozwścieczony odjechał z piskiem opon. Nie pozwolę cię skrzywdzić. – pomyślałam delikatnie dotykając brzuch.

                                                                         ~”~

Podjechałem pod szpital. Moja siostra właśnie wychodziła z budynku. Uśmiechnięta pożegnała się z mężczyzną, który jej towarzyszył. Każde poszło w swoją stronę. Miri wsiadła do samochodu. Odpaliłem silnik i ruszyliśmy w drogę. 

- Kim był ten mężczyzna z którym wychodziłaś? Wydaje się sympatyczny – powiedziałem skupiony prowadzeniem samochodu.

- Sergio nie próbuj szukać mi na siłę chłopaka. – Miri zirytowała się.

 - No co? Przecież nic nie robię. Po prostu jestem ciekawy. – puściłem oczko w stronę siostry.

- Jasne. Nie uwierzysz kogo dziś spotkałam! Lorenę Gomez.

- Jaką Lorenę? – zapytałem nie wiedząc o kogo chodzi,

- Boże Ramos jaki ty jesteś niekumaty. Chodziła ze mną do klasy w liceum zanim przeprowadziliśmy się do Sewilli.

- Ta Lor! – powiedziałem nadal niedowierzając.

- Dokładnie ta sama w której byłeś zakochany. – Miriam zaczęła się śmiać. Wysiedliśmy pod moim domem.

- Eeee… Wcale nie byłem w niej zakochany. – obruszyłem się zirytowany.

- Wmawiaj sobie tak, wmawiaj. Ja wiem swoje braciszku. – powiedziała dając mi kuksańca w bok. Miriam pobiegła na górę wziąć prysznic. Ja poszedłem do swojej sypialni. Położyłem się na wielkim łóżku. Pomyślałem sobie o Lorenie. Pamiętam ją jako pyskatą smarkulę. Nie imponowało jej to, że gram w piłkę. W przeciwieństwie do innych dziewczyn była normalna. 

                                                                          ~”~

- Jak mogłaś tak postąpić. Gdybym wiedział, że jesteś tak nieodpowiedzialna nigdy nie uprawiałbym seksu bez prezerwatywy, ale ty zapewniałaś, że bierzesz tabletki! – Alejandro krążył po sypialni, a ja siedziałam na łóżku jak jakiś uczeń przyłapany na żarcie. Mój mąż zachowywał się jak jakiś nastolatek, który po raz pierwszy uprawiał seks. Na Boga! Nie jesteśmy gówniarami bez przyszłości, tylko dorosłymi ludźmi. W dodatku małżeństwem. Starałam się zachować spokój. Nie mogę się teraz denerwować.

- Urodzę to dziecko i wychowam je z twoją pomocą, czy nie. – powiedziałam spokojnie. Alejandro zerwał się z fotela na który jeszcze przed chwilą usiadł. Zbliżył się do mnie łapiąc za ramiona. W tym momencie zaczęłam się bać. Nie o siebie, tylko o dzidziusia. Był zdany tylko na mnie. To ja byłam jego ochroną. Położyłam ręce brzuchu.

- Alejandro! Uspokój się! – mnie również puściły nerwy. Postanowiłam jednak opanować emocje nie chcąc jeszcze bardziej zaogniać sytuacji. - Noszę w sobie TWOJE dziecko. Ranisz mnie mówiąc te wszystkie przykre rzeczy. – już nie mogłam dłużej wytrzymać. Wybuchłam płaczem jak małe dziecko. Alejandro puścił mnie i wyszedł z pokoju. Słyszałam tylko dźwięk odpalanego silnika. Zostałam sama w domu. Zalana łzami położyłam się na łóżku. Skuliłam się w kłębek. 

Nie pozwolę cię skrzywdzić kwiatuszku. Tatuś przemyśli parę rzeczy i w końcu cię pokocha. - Zaczęłam mówić do mojego nienarodzonego dzidziusia głaszczą się po brzuchu. – Mam taką nadzieję. – pomyślałam. Marzę żeby nadeszło lepsze jutro. Zmęczona całym dniem pogrążyłam się we śnie. 
_____________________________________________________________________________________

Tak jak obiecałam nowy rozdział już jest. Z góry przepraszam za jakiekolwiek błędy, które mogły wkraść się. Mam nadzieję, że rozdział przypadnie wam do gustu. W ciągu weekendu postaram się nadrobić zaległości na waszych blogach.
PS. Rozdział na Triunfo Del Amor Seria II pojawi się prawdopodobnie jutro. Ewentualnie w niedzielę rano.
Trzymajcie się cieplutko. Pozdrawiam :*

9 komentarzy:

  1. No, nie powiem. Zapowiada się bardzo ciekawie i na pewno będę tu zaglądać ; ) Biedna Lorena, już dawno powinna odejść od Alejandra, a teraz, kiedy okazało się, że jest w ciąży będzie jeszcze ciężej. Ale jest Sergio, który ją pamięta! Czekam na kolejny rozdział, pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. ale rozdział już kocham to opowiadanie
    czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mąż Loreny to potwór! Sama się go boję! Rozdział wspaniały, chcę czytać Twoje opowiadanie caaały czas!Pisz, Pisz, Pisz! Pozdrawiam:) a informuj mnie oczywiście nadal. Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo mi się podoba. Ale mnie wkurzył ten jej mąż jak może ja bić,! Ale super ze kiedyś Ramos był w niej zakochany. Czekam na kolejny i zapraszam do mnie :
    http://achtotaktojest.blogspot.com/2013/09/bal.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale z tego Alejandro dupek... szkoda słów. Mam nadzieję, że jak Lorena pozna Ramosa to wszystko zmieni się na lepszę ;) . Na pewno będę czytać twoje opowiadanie więc czekam na nastepny i zapraszam do siebie : http://amoe-vinci-omni-luiz.blogspot.com/ ;) .
    POZDRAWIAM ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. super pisz tak dalej czekam na następny rozdział ::)))cr7real

    OdpowiedzUsuń
  7. Faktycznie, muszę się zgodzić z komentarzami wyżej. Pierwsze co przyszło mi do głowy to fakt, że Alejandro to dupek, szkoda gadać. Mam nadzieję, że wszystko zmieni się na lepsze ;)
    Zapraszam do siebie:
    betweenourhearts.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. A idźcie z tym Alejandro...podła menda ;/
    http://millones-de-opciones.blogspot.com/2013/10/odcinek-3.html-zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. no nie wierzę, co za bydlę z tego Alejandro, czy rozmnażanie się nie jest czasem jednym z powodów, dla krórych bierzemy ślub ? jak można tak zareagować, no ciśnienie mi skoczyło ;)
    mam nadzieje, że niedługo w jej życiu zagości Sergio i wszystko zmieni się na lepsze, byleby tylko ten dupek nie stwarzał problemów, a obawiam się, że może nie być z nim tak łatwo...
    jeśli, bedziesz miała chwilę, zapraszam na nowego bloga, właśnie ukazał się pierwszy odcinek ;)
    why-do-you-build-me-up.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń