wtorek, 11 lutego 2014

Rozdział VI



Dwa miesiące później

Ze szpitala wyszłam po paru dniach. Rozmawiałam z Sergio na temat obecnej sytuacji. Nalegał abym u niego zamieszkała. Odmówiłam, ponieważ nie chcę robić niczego pochopnie. Oboje musimy oswoić się z pojawieniem dziecka. Sergio pokochał moją córkę od pierwszego wejrzenia. Po wyjściu ze szpitala codziennie do nas przechodził. Zdarzyło mu się nawet parę razy nocować. Zmęczona odpoczywałam przyglądając się malutkiej. Jest naprawdę śliczna. To jedyne miłe wspomnienie po Alejandro. Od jego feralnej wizyty minęły dwa miesiące. Nie pokazywał się już więcej. Cieszę się z tego powodu. ponieważ mam spokój. Zapatrzyłam się w małą. To najsłodsze dziecko pod słońcem. Wymachiwała swoimi małymi nóżkami i rączkami we wszystkie strony wywołując uśmiech na mojej twarzy. 

- Jest naprawdę piękna. – usłyszałam głos za sobą. Obróciłam się, a u wejścia do salonu zobaczyłam Sergio. Stał oparty o framugę drzwi i uśmiechał się uroczo. Po chwili usiadł koło nas na puchatym dywanie. Dał mi buziaka na przywitanie, żeby po chwili pocałować moją córeczkę. Przez dłuższą chwilę siedzieliśmy tylko i jak zaczarowani patrzyliśmy na małą Marisol. Mała będzie nosić imię po mojej ukochanej babci. Tylko ona mnie wspierała w trudnych chwilach. Niestety zmarła i nie mogłam już liczyć na nikogo, tylko na samą siebie. Rodzice odwrócili się ode mnie w momencie kiedy postanowiłam wyjechać. W domu nie układało się najlepiej. Ojciec pił, a i mama nie stroniła od alkoholu…

- Lor? – z rozmyśleń wyrwał mnie głos Sergio. – Co się dzieje? Stałaś się nieobecna. 

- Po prostu zamyśliłam się. – uśmiechnęłam się w stronę piłkarza

- Chciałbym zaprosić cię na kolację dla rodzin piłkarzy. To takie nasze przedświąteczne spotkanie.

- Sama nie wiem. Przecież nie jestem żadną rodziną. – niezamierzenie wypsnęły mi się te słowa na co Sergio zmroził mnie wzrokiem. Chyba poczuł się urażony, bo wstał gwałtownie i podszedł do okna. Wzięłam Mari na ręce, zmierzyłam w kierunku piłkarza. – Nie miałam nic złego na myśli. Po prostu nie jestem twoją żonę i nie jestem pewna czy powinnam tam być.

- Nie wygłupiaj się. Poznałaś już niektóre dziewczyny. Bardzo cię polubiły. Clarice i Irina męczyły mnie żebym koniecznie cię zaprosił. Nie to żeby nie była to moja inicjatywa. Po prostu one również bardzo chcą żebyście przyszły. – Sergio wziął Marisol na ręce, która w jego ramionach uspakajała się. – To jak będzie? Dasz się zaprosić?

- No niech ci będzie. – nie potrafiłam oprzeć się jego urokowi. Działał na mnie jak magnes. Sergio podał mi małą i wystrzelił jak z procy w stronę wejściowych drzwi. 

- Eee chłopaki zgodziła się. Uhu!!!! – Sergio krzyknął w stronę samochodu. Dopiero teraz zauważyłam że nie przyjechał sam. W środku siedzieli Marcelo, Cris i Luka. 

- Zaproś ich do środka. – powiedziałam – Cio ja mam z tym Sergio? – zwróciłam się do córeczki. Ona patrzyła tylko swoimi niebieskimi ślepkami. Po chwili do domu weszło trzech piłkarzy. Każdy z nich przywitał się ze mną całusem. Położyłam małą w nosidełku do którego podszedł Cristiano.

- O jaka śliczna dziewczynka. Mała łamaczka męskich serc. Moje już na pewno skradła. – Ronaldo zaczął rozczulać się na widok Marisol. Uśmiechnęłam się na ten widok. 

- To kiedy jest ta kolacja? – zapytałam stawiając tacę z sokami

- Dziś. – wypsnęło się Marcelo na co dostał w łeb od Sergio. Spojrzałam na Ramosa z groźną miną. Zawsze stawiał mnie przed faktem dokonanym nie uprzedzając. 

- No kochanie, nie patrz tak na mnie. Jeśli martwisz się o ubiór, to nie ma potrzeby. Za chwilę zabiorę cię na zakupy. Kupię ci taką kieckę jaką tylko ze chcesz. 

- Nie chodzi o sukienkę. Dobrze wiesz, że nie lubię jak stawia się mnie przed faktem dokonanym.- powiedziałam

- Przepraszam – Sergio dał mi całusa. Nie potrafiłam się na niego długo gniewać. Ubrałam małej kurteczkę, ponieważ dni stawały się coraz chłodniejsze. Chłopcy rozjechali się do swoich domów, a my udaliśmy się do centrum handlowego. Sergio od razu chciał mnie zaciągnąć do sklepy Dolce Gabbana, ale ja stanowczo odmówiłam. Nie musiałam ubierać się w drogich sklepach, aby wyglądać ładnie. Poszliśmy do sieciówki. Od razu rzuciła mi się w oczy śliczna sukienka na wystawie. Nie odzyskałam w pełni figury sprzed ciąży, ale nie jest aż tak źle. Dobrałam jeszcze dodatki i właściwie mogliśmy jechać. Sergio zaciągnął mnie jeszcze do sklepu z modą dziecięcą. 

- Sergio, naprawdę nie kłopocz się. Mała ma dużo ubranek i na pewno jej coś znajdę na wieczór.

- Oj kocie. Chciałbym aby Mari wyglądała jak księżniczka. Będę ją rozpieszczał. – upierał się Sergio. Był tak zajęty poszukiwaniem kreacji dla małej. Rozczulił mnie ten widok. Jednocześnie poczułam ukłucie w sercu. Spojrzałam na moją córeczkę, która smacznie spała w nosidełku. Dlaczego Alejandro nie mógł pokochać naszej kruszynki? Znienawidził ją od samego poczęcia. Jak można było być takim draniem bez serca, aby nie kochać własnej córki? Z zamyśleń wyrwał mnie głos Sergia.

- Znalazłem. I jak ci się podoba. – piłkarz wymachiwał przede mną czerwoną sukieneczką z weluru. Była naprawdę urocza. 

- Świetny wybór. – chciałam dać Sergio szybkiego całusa, ale ten przeciągnął nasz pocałunek nie zważając na gapiów kręcących się koło nas. Prasa od dawna huczała o naszym związku. Miałam tylko nadzieję, że to nie rozpęta piekła z Alejandro. We trójkę wróciliśmy do mojego mieszkania. Było już późne popołudnie. Sergio posiedział z nami trochę i zmył się do siebie. On również musiał się przygotować. Nakarmiałam malutką i położyłam na krótką drzemkę, aby później nie była marudna. W międzyczasie kiedy Marisol spała wyprasowałam białą bluzeczkę do sukieneczki kupionej przez Sergio. Muszę przyznać, że Ramosiątko ma bardzo dobry gust. Przygotowałam jeszcze torbę dla małej na wypadek jakiejś wpadki: pieluchy i takie tam sprawy. Wieczór zbliżał się nieubłagalnie szybko. Najpierw przygotowałam małą, aby później zabrać się za siebie. Nakręciłam Marisol pozytywkę, która działa na nią niczym hipnoza. Wsłuchując się w muzykę wydobywającą się z pudełka moja córeczka była bardzo spokojna. Szybko umalowałam się, włosy postanowiłam pozostawić rozpuszczone, nieco je tylko wyprostowałam. Ubrałam sukienkę i buty. Właściwie byłyśmy już gotowe. Pozostało nam czekać tylko na Sergia. Wzięłam małą na ręce i razem zeszłyśmy na dół. Po niepełnym kwadransie usłyszałam dzwonek do drzwi. Szybkim krokiem razem z Mari poszłyśmy przywitać Sergia. Mężczyzna z wielkim uśmiechem na twarzy i bukietem kwiatów w rękach wszedł do domu. Na mój widok zaniemówił.

- Lor… Wyglądasz wspaniale.  – wydukał
 
- Cieszę się, że Ci się podoba. 

- Ale muszę powiedzieć, że ta mała piękność bije wszystkich na głowę. – Sergio zaczął się rechotać do małej wywołując uśmiech na jej twarzy. Dziecko tak bardzo przywiązało się do piłkarza, że tylko na jego widok tętniło taką wielką radością. – No nic musimy się zbierać, bo jeszcze się spóźnimy. 

Sergio zapakował wózek do samochodu, a ja przypięłam nosidełko na tylnym siedzeniu. Gdy było już wszystko gotowe mogliśmy jechać. Droga minęła nam spokojnie. Właściwie żadne z nas się nie odezwało. Piłkarz co chwilę spoglądał w lusterko i uroczo się uśmiechał. Po niespełna 30 minutach dojechaliśmy na miejsce. Kolacja odbywała się w małym pensjonacie na obrzeżach Madrytu. O dziwo nie było żadnych paparazzi. Sergio zaparkował przed budynkiem. Piłkarz wysiadł z auta i otworzył mi drzwi. Następnie wyciągnął z samochodu moją córeczkę, która na jego widok chichotała. Piłkarz podał mi dziecko i wyciągnął wózek z bagażnika. Kiedy rozłożył ułożyłam w nim wygodnie Marisol. Nie za bardzo spodobało jej się to, bo zaczęła marudzić. Drzwi otworzył nam lokaj.

- Witam. Poproszę Państwa płaszcze. – powiedział. Podaliśmy nasze kurtki mężczyźnie. Następnie skierowaliśmy się do sali w której odbywała się kolacja. Większość piłkarzy już była. Irina kiedy nas zauważyła uśmiechnięta podeszła aby się przywitać. 

- Hej. – modelka dała mi całusa w policzek na powitanie. - Tak bardzo się cieszę, że zgodziłaś się przyjść. Zobaczysz będzie super imprezka. 

Po chwili dołączyły do nas inne dziewczyny. Faceci zajęli się sobą, a dzieciaki bawiły się w kąciku zabaw specjalnie przygotowanym na dzisiejszy wieczór. Dziewczyny były bardzo zauroczone moją córeczką zachwalając ją. W końcu pojawił się zarząd klubu z prezesem Florentino Perezem i treneram Carlo Ancelottim. Prowadzący przyjęcie zaprosił wszystkich do stolików. Każdy miał przypisane własne miejsce. Razem z Sergio trafiliśmy na wyborowe towarzystwo. Siedzieliśmy wspólnie z Ikerem i Sarą, Crisem, Iriną, Marcelo, Clarice i Fabio Coentrao, który pojawił się razem ze swoją żoną. Kolacja przebiegała w przyjemnej atmosferze. Wszyscy przyjęli mnie niesamowicie. Od samego początku stali się dla mnie bardzo mili. Bywałam już na większych kolacjach jak jeszcze byłam z Alejandrem. Niestety jego przyjaciele byli nadętymi bucami, którzy wywyższali się przy najbliżej okazji, a ich żony pustymi kobietami nie mającymi żadnych wyższych wartości. Przyjaciele Sergio to inni ludzie. Mimo tego, że osiągnęli sukcesy, nie tylko w karierze sportowej pozostali normalnymi ludźmi. Działają w różnych organizacjach charytatywnych. Podczas kolacji było dużo śmiechu. Marisol zaczęła płakać, a Sergio oderwał się od stołu jak poparzony. Zaczął ją uspokajać tuląc do siebie i przy okazji robił śmieszne miny. Patrząc na niego nie widziałam w nim smarkacza, który złamał mi serce. Teraz widziałam dojrzałego mężczyznę, którego kocham. Tak, kocham Sergio Ramosa. 

- Moi mili. – w pewnym momencie przemówił prezes Florentino Perez. – Cieszę się, że jesteśmy tu wszyscy razem. Jesteśmy drużyną. Mam nadzieję, że będziemy częściej spotykali się w tak doborowym towarzystwie. Ta kolacja jest specjalnie dla was. A więc bawcie się. Trener odpuszcza wam przedświąteczny trening. – chłopcy ucieszyli się jak małe dzieci przybijając sobie piątki. Na zegarze wybijała godzina 22:00. 

- Kochanie, powinniśmy się już zbierać. Mała jeszcze trzeba wykąpać, a jest już dość późno. – powiedziałam szeptem do piłkarza.

- Masz racje. Słuchajcie my się już zbieramy. – powiedział Sergio. Poszliśmy pożegnać się z resztą zespołu. Ubrałam malutką i ruszyliśmy do domu. W domu piłkarz pomógł mi wykąpać Mari i położyć ją spać. Kiedy maluch spał smacznie razem z Ramosem zeszliśmy do salonu. 

- Oj. Padam z nóg. – usiadłam na kolanach Sergio.

- Mam dla ciebie jeszcze coś. Moi rodzice zapraszają was na święta i nie przyjmują sprzeciwu. Chcą nas widzieć pojutrze u siebie. – Sergio dał mi całusa

- To miło z chęcią przyjmiemy zaproszenie. Naprawdę doceniam to co dla mnie robicie. Nie wiem czym sobie na to zasłużyłam. Kocham cię.

- Ja ciebie też bardzo kocham. Kocham ciebie i Marisol. Nie wyobrażam sobie życia bez was. – powiedział Sergio. Byłam bardzo zmęczona. Nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam. Przebudziłam się w nocy, a obok mnie leżał Ramosek. Uśmiechnęłam się na widok śpiącego piłkarza. Stałam się najszczęśliwszą dziewczyną pod słońcem. Obawiam się jednak, że Alejandro tak szybko nie odpuści. Naszły mnie czarne myśli. Nie chcąc o tym w myśleć starałam się zasnąć.
____________________________________________________________________________

I'm back. Niestety nie w pełni zadowolona z rozdziału. Miałam ogromne załamanie weny. Rozdział pisałam częściami. Za każdym razem miałam różne pomysły, ale nie mogłam ich zebrać w całość. Liczę na szczere opinie i do następnego. Oby pojawił szybciej niż obecny.
PS. Przepraszam, że nie dawałam znaku na waszych blogach. Nie miałam na to czasu. Postaram się jakoś na dniach wszystko ogarnąć. W dalszym ciągu proszę o informowaniu mnie. Pozdrawiam :*

Przy okazji. Wszystkiego Najlepszego Cristiano :D Spóźnione, ale szczere życzenia.

6 komentarzy:

  1. Piękny odcinek :)
    Sielanka trawa,oby tak dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. a ja tam nie będę narzekać jeśli chodzi o treść, tyle moge powiedzieć. i oby następny rozdział pojawił się szybko. :D
    przy okazji serdecznie zapraszam na nowość
    co kryje się pod nagłym ociepleniem stosunków na linii Ramos - Ronaldo? i co gryzie Ikera?
    odpowiedzi jak zwykle na te-quiero-para-siempre.blogspot.com ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. żartujesz sobie?!
    to świetny rozdział
    taki sielankowy oby Alejandro tego nie zepsuł

    OdpowiedzUsuń
  4. Strasznie ciesze się, że wróciłaś :) bardzo brakowało mi tego opowiadanie. Rozdział fantastyczny, tak cudownie im się wszystko układa, są tacy szczęśliwi. Lor na przyjęciu została tak miło przyjęta przez przyjaciół Sergio, on tak bardzo kocha Marisol, wzruszająca sielanka! Jak czytałam ten rozdział to aż cieplej robiło mi się na sercu. Lor wreszcie w życiu spotkało prawdziwe szczęście! Mam jednak złe przeczucie, że mąż tyran się pojawi i postara się wszystko rozwalić! Cóż czekam na kolejne i liczę na barki w załamaniu weny! :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Pięknie ja też przepraszam , że tu nie wchodziłam lecz nie miałam czasu . Po 4 miesiącach wreszcie nowy rozdział u mnie http://cristiano-ronaldo-opowiadania.blogspot.com/ Nowy rozdział zapraszam . Mile widziane komentarze

    OdpowiedzUsuń
  6. Cieszę się, że pomiędzy nimi wszystko dobrze się układa. Mam nadzieję, że tak już pozostanie :)

    OdpowiedzUsuń