Delikatnie nacisnąłem klamkę. Wszedłszy po cichu do
szpitalnie sali zobaczyłem Lor przypiętą do aparatury i kroplówki. Poczułem
ucisk w sercu. Dziewczyna była taka drobna, bezbronna. W tym momencie za
wszelką cenę chciałem ją ochronić przed niebezpieczeństwami świata. Miri
opowiedziała mi całą historię. Jak można być takim bydlakiem, żeby tłuc własną
żonę. Jeżeli jeszcze raz dowiem się, że Lorena cierpi przez swojego męża nie
daruję mu tego. Usiadłem na krześle przy jej łóżku. Złapałem jej drobną dłoń,
która była taka zimna. Zamyślony spojrzałem w okno. Przed oczami pojawiła mi
się sytuacja, kiedy razem z Lor poszedłem nad wodospad. Pamiętam, że wrzuciłem
ją do wody. Była na mnie taka zła. Chciała wracać do domu, ale przekonałem ją
żebyśmy jeszcze trochę zostali. Usiedliśmy na wielkim kamieniu i zagadaliśmy
się. Wtedy również kochaliśmy się. Daliśmy ponieść się emocjom. Mimo tego, że
nie byliśmy parą zrobiliśmy to. Lorena była niedoświadczona. To był jej
pierwszy raz. Potem już nie spotkaliśmy się. Wyjechałem z Camas. Oczywiście
dzwoniłem do niej, próbowałem się skontaktować, ale bezskutecznie. Dostałem
tylko smsa, żebym nigdy więcej do niej nie dzwonił. Myślę, że wtedy ją
skrzywdziłem. Nie chciałem tego zrobić, ale jednak złamałem jej serce. Ona
oczekiwała czegoś więcej, a ja nie byłem gotowy na poważny związek. Lorena nie
była i nie jest mi obojętna. Teraz to wiem. Z moich zamyśleń wyrwał mnie
delikatny uścisk. Spojrzałem na twarz Loreny, która patrzyła na mnie smutnym
wzrokiem.
- Lorena! Obudziła się śpiąca królewna. – uśmiechnąłem
się w jej stronę. Z oczu Loreny popłynęły łzy. Odruchowo dotknęła swojego
brzucha. Wybuchła jeszcze większym płaczem, kiedy zorientowała się, że dziecko
jest w dalszym ciągu jej częścią. Przytuliłem ją do siebie zdecydowania. W tym
momencie do sali weszła Miriam. Zastawszy całą sytuację uśmiechnęła się
szeroko. Oderwałem się od Loreny zajmując swoje miejsce przy łóżku.
- Jak się czujesz? – zapytała Miri.
- Nie wiem co mam ci powiedzieć. Fizycznie czuję się
tylko troszeczkę osłabiona, ale psychicznie… Miri jak on mi mógł coś takiego
zrobić? Mi! Co ja mówię?... Dziecku. Nie wiem jak mam ci dziękować, jak mam
dziękować wam. – w tym momencie Lorena spojrzała na mnie. – Bardzo wam
dziękuję. – rozpłakała się na dobre. Miriam podeszła do dziewczyny oraz mocno
przytuliła ją. Po chwili oderwały się od siebie.
- Kochana… Upadając uderzyłaś się o coś stąd te
krwawienie. Na szczęście z dzieckiem jest wszystko w porządku, ale musisz na
siebie uważać o co razem z Sergio zadbamy. Pod żadnym pozorem nie możesz się
denerwować. To może zaszkodzić zarówno tobie jak i temu maluchowi. Jutro
będziesz mogła wyjść ze szpitala. Zrobimy ci tylko jeszcze kontrolne USG. –
Miriam poinstruowała Lorenę na co ta tylko uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Jej
ręce w dalszym ciągu spoczywały na brzuchu. Ten widok bardzo mnie rozczulił.
Nie jestem jakimś tkliwym mazgajem, ale widok Lor obejmującej swoje
nienarodzone dziecko był piękny. Miri poszła zajmować się resztą swoich
pacjentek. Między mną a Loreną zapadła niezręczna cisza. Przyglądaliśmy się
sobie. W końcu Lorena przerwała milczenie trwające między nami.
- Sergio. Naprawdę bardzo ci dziękuję. Gdybyś nie wrócił
wcześniej nie wiem jak skończyłaby się cała sytuacja. Miriam pewnie powiedziała
ci o wszystkim. Nie mam jej tego za złe. Masz prawo wiedzieć o tym, że uciekłam
od sadystycznego męża.
- Lorena on nie ma prawa podnosić na ciebie ręki. Musisz
zgłosić wszystko na policję. Ten bydlak nie może czuć się bezkarny. –
powiedział
- Nie mam dowodów na to, że znęcał się nade mną. Nigdy
nie zrobiłam obdukcji. Tak bardzo się tego wstydziłam i tak bardzo się bałam.
- Ty nie masz się czego wstydzić. To ten skurwiel
powinien smażyć się w piekle! – zerwałem się z krzesła, które runęło z hukiem
na ziemię. Niepotrzebnie się uniosłem. Podniosłem krzesło oraz usiadłem–
Przepraszam. Obiecuję, że nie pozwolę Cię skrzywdzić. Wiem! Skoro jutro
wychodzisz co powiesz na wycieczkę do Sevilli, do moich rodziców. Mam tydzień
wolnego, więc myślę, że to dobry pomysł. Moja mama na pewno ucieszy się na twój
widok. Wiesz, że bardzo cię lubi.
- Nie chcę robić ci kłopotu. – Lorena zaczęła się
wykręcać
- Nie wygaduj głupot. I tak miałem wybrać się do nich w
odwiedziny. No błagam. Nie daj się prosić. Poznasz moją bratanicę Danielę. Jest
urocza. – zacząłem przekonywać Lor
- Miri opowiadała mi o niej. Śliczna dziewczynka.
Widziałam ją na zdjęciu w twoim domu. – powiedziała – Błagam nie patrz tak na
mnie. – Lorena zaczęła chichotać. – No dobrze niech ci będzie.- Zadowolony
podniosłem się z krzesła. Odruchowo zbliżyłem swoją twarz do twarzy dziewczyny.
Złożyłem delikatny pocałunek na jej ustach. Lorena oddała mi pocałunek, lecz po
chwili odwróciła twarz.
- Chyba powinieneś już iść. Jest późno, a rano wychodzę
ze szpitala i jedziemy do Sevilli. Oboje powinniśmy się porządnie wyspać. –
powiedziała nie patrząc na mnie.
- Tak masz rację. Dobranoc. – Pocałowałem jej dłoń i
wyszedłem poniekąd zawiedziony. Boże! Ramos co się z tobą dzieje. Wsiadłem do
auta i wróciłem do domu. Wziąłem szybki prysznic. Leżąc w łóżku w dalszym ciągu
myślałem o niej, o Lorenie. W końcu jednak zmorzył mnie sen.
~”~
Następnego dnia:
Z samego rana miałam kontrolne badanie USG. Niestety
Miriam ma na popołudnie, więc tego dnia poprowadził mnie inny lekarz. Wszystko
z dzidziusiem w porządku. Po badaniu przyjechał Sergio i zabrał mnie do domu.
Prawie całą drogę milczeliśmy. Dzisiejszej nocy śnił mi się. Nie pamiętam
dokładnie co mi się śniło, ale to był bardzo przyjemny sen. W domu wzięłam
prysznic. Dopakowałam również parę rzeczy do walizki, którą rano przygotowała
mi Miriam. Panna Ramos odwiozła nas na lotnisko na którym czekał na nas
prywatny samolot. Tłumaczyłam Sergio, że nie potrzebnie go wynajął. On
stwierdził, że jest to samolot klubowy, więc nie poniósł żadnych kosztów. Poza
tym uważa, że będzie nam tak wygodniej. Muszę przyznać, że miał rację. Całą
drogę spędziliśmy w miłej i spokojnej atmosferze, bez tłumu wokół nas. W
międzyczasie graliśmy w karty, oglądaliśmy film. Unikałam jednak temat
wczorajszego pocałunku. To nie powinno się zdarzyć. Tak, czy siak mam męża.
Kiedy dolecieliśmy do Sevilli z lotniska odebrał nas Rene – brat Sergio i Miri.
Z całej trójki był najstarszy. Nie znam go, aż tak bardzo. Właściwie nigdy nie
przyjaźniliśmy się. Nasze stosunki były koleżeńskie i nic więcej. Rene pomógł
nam z bagażami.
- Mam nadzieję, że nie wychlapałeś nikomu o naszym
przyjeździe. – powiedział Sergio
- Przecież ci obiecałem. W domu powiedziałem, że jadę do
urzędu załatwić sprawy podatkowe. – obruszył się starszy Ramos. – Lor muszę
przyznać, że wyglądasz olśniewająco z brzuszkiem. Pamiętam cię jako nastolatkę,
która razem z moją siostrzyczką nie rozstawała się na krok. Dziewczyna z ciętym
języczkiem. Nadal jesteś taka pyskata i bojowa?
- Nie. Teraz wszystko się zmieniło. Kiedyś trzeba było
wydorośleć. – zaśmiałam się serdecznie
- Nie wiedziałem, że przeniosłaś się do Madrytu. Naprawdę
gratuluję ci potomka. Ach dziecko to wspaniała sprawa. – Rene westchnął
rozanielony wywołując u mnie i Sergio napad śmiechu. Po jakimś kwadransie
podjechaliśmy pod dom otoczony bramą. Posiadłość znajdowała się na obrzeżach
Sevilli z dala od centrum. Było tu naprawdę cicho i spokojnie. Rene zaparkował
na podjeździe. Cała nasza trójka wysiadła z samochodu. Wziąwszy walizki
weszliśmy po cichu do domu. Mieszkanie wyglądało naprawdę uroczo. Nie było
urządzone w jakimś ekstrawaganckim stylu. Na korytarzu znajdowało się dużo
rodzinnych zdjęć. Weszliśmy do salonu w którym znajdowała się starsza kobieta.
Doskonałe ją pamiętam. Mama Sergio- Paqui. Spojrzała na nas zszokowana, zerwała
się z kanapy i rzuciła młodszemu synowi na szyję. Poczęła całować go w oba
policzki.
- Mamo! Nie rób mi siary. – powiedział Sergio w żartach.
Paqui dopiero teraz zauważyła moją osobę. Podeszła do mnie i mocno przytuliła
jak członka własnej rodziny.
- Lorenka. Jak dawno cię nie widziałam. Wyrosła z ciebie
naprawdę piękna dziewczyna. – powiedziała z uśmiechem na ustach. – Jesteś w
ciąży. Gratulację kochana. Siadajcie, a ja przygotuję coś do picia. Czego się
napijesz? – zwróciła się do mnie serdecznie pani Paqui.
- Wody. – powiedziałam
- A ja kochana mamusiu napił bym się czegoś zimnego. –
powiedział Sergio z udawaną zazdrością. Paqui zaśmiała się i po chwili zniknęła
w kuchni. Rene ulotnił się gdzieś, a ja zostałam sama z Sergio.
- Wieczorem porywam cię na spacer. Musimy porozmawiać. –
Sergio zabrzmiał bardzo poważnie. Skinęłam tylko głową. Paqui wróciła z tacą
pełną napojów. Wzięłam szklankę z wodą. Cała nasza trójka usłyszała grumot
dochodzący ze schodów. Ktoś szybko z nich zbiegał. W przedsionku salonu
pojawiła się mała dziewczynka. Na oko miałam jakieś 6 lat. Uczesana w kucyka
pisnęła uradowana. Wystrzeliła jak torpeda w stronę Sergio, który podniósł się z
kanapy. Wziął małą na ręce obracając się z nią o 360 stopni.
- Mój kochany wujek! – krzyknęła uradowana dziewczynka. –
Bardzo, ale to bardzo mocno za tobą tęskniłam. Wiesz, że oglądałam każdy twój
mecz. Ta brama którą strzeliłeś głową była super. Wszystkie dziewczynki w
klasie mówiły, że jesteś bardzo ładny wiesz? – powiedziała Daniela obejmując
Sergio za szyję. Rozgadała się jak mała katarynka. Nie sposób było jej
przerwać. Ramos usiadł z nią na kanapie. – A co to za ładna pani? – dodała
- Cześć. Jestem Lorena, koleżanka twojego wujka. Ty
pewnie masz na imię Daniela. Wiele o tobie słyszałam. Naprawdę nie mogłam
doczekać się aż cię poznam. – powiedziałam. Dziewczynka zeszła z kolan Sergio.
Następnie podeszła do mnie dając mi soczystego całusa w policzek. Daniela była
naprawdę otwartym dzieckiem.
- Ale ma pani duży brzuch. – Dani wskazała z
zaciekawieniem palcem na mój brzuch – Wygląda jak piłka. – zaśmiała się
beztrosko wywołując i u nas napad śmiechu
- Wiesz tam w środku jest dzidziuś. – powiedziała Paqui
biorąc małą na kolana. Daniela spojrzała na mnie z jeszcze większymi oczami. –
Niedługo będzie obiad.
- A gdzie jest Vania i tata? – zapytał Sergio
- Vania pojechała na pokaz do Mediolanu, a ojciec … - pani
Paqui nie zdążyła dokończyć. W progu pojawił się tata Sergio – Jose Maria
- Witaj synu. Zrobiłeś nam wielką niespodziankę. –podszedł
i uścisnął syna – Kogóż to moje oczy widzą. Lorena drogie dziecko. – powiedział
z przyjacielskim uśmiechem. Podszedł i przywitał się ze mną.
Całe popołudnie minęło we spaniałej atmosferze. Obserwując
Sergio stwierdzam, że naprawdę wydoroślał. Pięknym widokiem było to jak bawił
się z Danielą na werandzie. A czym? Lalkami Barbie. Sergio trochę się krępował,
ale w końcu tak rozkręcił się w zabawie, że zapomniał o bożym świecie. Wszyscy
siedzieliśmy w ogrodzie. Poczułam taki spokój i bezpieczeństwo. Poczułam się
jakbym była członkiem rodziny Ramosów. To było wspaniałe uczucie. Mój dobry
nastrój udzielił się również dzidziusiowi. Poczułam jak delikatnie kopie mnie.
Naprawdę niesamowite doznanie jako przyszłej matki. Moje dłonie błądziły po
brzuchu dając maluchowi do zrozumienia, że jest bezpieczny.
- Możemy się przejść? – Sergio podszedł do mnie. Skinęłam
głową twierdząco. Wzięłam tylko sweterek, który narzuciłam na ramiona. Wieczory
stawały się chłodniejsze. Poszliśmy do sadu na tyłach posiadłości. Usiadłam na
ławeczce. – Lor ja chciałem cię przeprosić za ten wczorajszy pocałunek. Wiem,
że nie powinienem tego zrobić, ale to było silniejsze ode mnie.
- Nic nie mów. Wczorajszy dzień był zwariowany. – ucięłam
rozmowę. – Nie komplikujmy jeszcze bardziej sytuacji. Jest dobrze, tak jak jest.
Jesteśmy przyjaciółmi i tylko to się liczy.
- A co jeżeli ja nie chcę być tylko przyjacielem? Co
jeżeli oczekują czegoś więcej. – Sergio usiadł obok mnie łapiąc moją dłoń. –
Może to wariactwo, ale tak właśnie jest. Chcę przy tobie być, opiekować i
czuwać.
- Sergio to wariactwo. Mam męża. – powiedziałam łamiącym
głosem. – Wszystko co miałam zawdzięczałam Alejandro. Jestem bez grosza. Nie
mogę ci nic zaoferować.
- To bez znaczenia. – powiedział
- Ty pochodzisz z innego świata.
- Nie obchodzi
mnie to! – Sergio podniósł się z ławki.
- Teraz, ale potem będzie. – powiedziałam. – Nie chcę
robić niepotrzebnego zamieszania. Kiedy wrócimy do Madrytu poszukam sobie
jakiegoś mieszkania. Tak będzie lepiej.
- Lor. Będę przy tobie czuwał niezależnie od twojej woli.
I czekał na ciebie. – Sergio podszedł do mnie składając pocałunek na moich
spierzchniętych ustach. Jego dłoń zaczęła błądzić po moim brzuchu. Nie wiem czemu,
ale oddałam mu pocałunek. Po chwili oderwałam się od Sergio i odeszłam bez
słowa zostawiając go samego w sadzie. Zrobiło się późno i wszyscy wrócili do
domu. Weszłam po cichu tylnymi drzwiami. Poszłam bezpośrednio do tymczasowej
sypialni. Położyłam się na łóżku. Zwinięta w kłębek, zalana łzami zastanawiałam
się co będzie. Sergio nie jest mi obojętny, ale nie wiem do końca co do niego
czuję. Z drugiej strony jest też Alejandro, który jest moim mężem. Do niego nie
czuję już nic. Tylko nienawiść za wyrządzone krzywdy. Po powrocie do Madrytu
będę musiała uporządkować swoje sprawy…
________________________________________________________________________________
Napadła mnie wena na to opowiadanie. Mam nadzieję, że spodoba się wam nowy rozdział. Martwi mnie jednak mała liczba komentarzy. Od razu chciałabym podziękować tym osobom, które oczywiście komentują. To właśnie dla was tworzę nowe rozdziały, ponieważ dodaje mi to twórczego kopa :D Oczywiście tradycyjnie miałam 1500 pomysłów na rozwój sytuacji, ale na coś jednak trzeba było się zdecydować. Czekam na wasze opinie i do następnego.
PS: Zastanawiam się nad powrotem na Triumf Miłości, ale nie wiem jak to będzie. Na razie mam do połowy napisany kolejny rozdział i chwilowy zastój weny. Mam nadzieję, że jednak powróci. Pozdrawiam serdecznie :*
________________________________________________________________________________
Napadła mnie wena na to opowiadanie. Mam nadzieję, że spodoba się wam nowy rozdział. Martwi mnie jednak mała liczba komentarzy. Od razu chciałabym podziękować tym osobom, które oczywiście komentują. To właśnie dla was tworzę nowe rozdziały, ponieważ dodaje mi to twórczego kopa :D Oczywiście tradycyjnie miałam 1500 pomysłów na rozwój sytuacji, ale na coś jednak trzeba było się zdecydować. Czekam na wasze opinie i do następnego.
PS: Zastanawiam się nad powrotem na Triumf Miłości, ale nie wiem jak to będzie. Na razie mam do połowy napisany kolejny rozdział i chwilowy zastój weny. Mam nadzieję, że jednak powróci. Pozdrawiam serdecznie :*
Super, cudowne, Sergio, Lorena ahjrfjevgrfeb <3 Super piszesz :) Czekam z niecierpliwością na kolejny :D
OdpowiedzUsuńNiech rzuci tego Alejandro w diabły!
OdpowiedzUsuńI taka mala prośba,nie musisz mnie informować o nowościach na Twoim blogu,bo mam go w obserwowanych :)
I jakbyś mogła również komentować moje opowiadanie byłabym wdzięczna http://millones-de-opciones.blogspot.com/ :)
ale cudownie
OdpowiedzUsuńale ich do siebie ciągnie
czekam na rozwój sytuacji
hyhymmmm czuję się pominięta jeśli chodzi o poinformowanie o tym rozdziale, ale na szczęście sama go odkryłam:) pisz, pisz, pisz. Wspaniały rozdział, mam nadzieję, że Lorena zechce być z Sergio, tworzyliby cudowną parę, rodzina ją lubi a ona wydaje się spragniona uczuć i docenienia:) Pozdrawiam i czeka na więcej jako rekompensatę, że musiałam sama dotrzeć do rozdziału :P
OdpowiedzUsuńBardzo przepraszam, że pominęłam Cię :) Nie było to celowe. A nowy rozdział pojawi się MOŻE w weekend :D
UsuńCzekam, czekam czekam i sama staram się tworzyć. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuń