poniedziałek, 25 listopada 2013

Rozdział V



Z Sevilli wróciliśmy po tygodniu. Tak jak powiedziałam znalazłam sobie niewielkie mieszkanie w centrum i wyprowadziłam się od Sergio. Miriam była bardzo zdziwiona moją decyzją, ale nie dociekała co było przyczyną. Z resztą ona również wyprowadziła się od brata. Poród zmierza wielkimi krokami. Jeszcze niecały miesiąc i będę miała przy sobie swoje maleństwo. Alejandro w dalszym ciągu nie odzywa się do mnie. Nie wiem co się z nim dzieje i wcale nie chcę się tego dowiedzieć. Obecnie cieszę się spokojem i wolnością. Co do Sergio? To jest bardziej skomplikowana sprawa. Bardzo poruszyły mnie jego słowa w Sevilli. Widzę, że się zmienił, ale boję się znów zaangażować. Rany po Alejandro w dalszym ciągu nie zagoiły się. Ramos praktycznie codziennie przychodzi do mnie i pomaga w codziennych sprawach. Razem z chłopakami z klubu pomógł mi przy remoncie pokoju dla dziecka. Nie rozmawiamy o nas i tym co między nami zaistniało. On twierdzi, że wystarczy mu tylko moja obecność, że będzie na mnie czekał. Rozmyślając skończyłam przygotowywać wyprawkę dla dziecka. Zmęczona usiadłam na kanapie popijając sok. Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Ciężko podniosłam się z kanapy i wolnym krokiem poszłam do drzwi. Jednak paręnaście kilo daje się we znaki. Z uśmiechem na ustach myśląc, że to Sergio otworzyłam drzwi. Za nimi nie zastałam Sergio, lecz Alejandro. Chciałam szybko je zamknąć, ale mój mąż uniemożliwił mi to przytrzymując drzwi ręką. Wszedł do mieszkania.

- Dlaczego mnie męczysz. Błagam daj mi spokój. – powiedziałam głosem przepełnionym żalem.

- Nie denerwuj się. Przyszedłem cię przeprosić. Wybacz, że dopiero teraz, ale ty ciągle uciekasz. Zajęło mi trochę czasu znalezienie cię w Madrycie. – powiedział mój mąż. Upadł na kolana przede mną i swoją twarzą przytulił się do mojego brzucha za nim zdążyłam zareagować. – Chciałem przeprosić was oboje. Lorena wybacz mi. Wiem, że jestem podłym sukinsynem, ale kocham ciebie i nasze dziecko. Teraz to wiem!

- Nie Alejandro. Przez swoje zachowanie wystawiłeś moje uczucie na próbę, które nie przetrwało. – powiedziałam ze łzami w oczach odsuwając się od niego. Alejandro wstał i w dalszym ciągu przyglądał mi się smutnym wzrokiem. –Nie kocham cię już. – powiedziałam stuprocentowo pewna.

- Nie mów tak! Kocham cię! – Alejandro podniósł głos.

- Twoje krzyki nic nie zmienią. Nie wrócę do ciebie. – powiedziałam spokojnie, choć w środku cała drżałam ze strachu. 

- Chodzi o tego piłkarzyka? W czym jest lepszy ode mnie? Zachowujesz się jak byle dziwka polująca na kasę! – jego słowa raniły mnie niczym ostrze. Po moich policzkach potokiem spływały łzy

- Wyjdź! Nie będę tego słuchać! Nie masz prawa mnie obrażać. – chciałam wypchnąć Alejandra z domu, ale on był silniejszy. Złapał moje nadgarstki i siłą pocałował przypierając do ściany. Ugryzłam go w usta z których po chwili pociekła krew i uderzyłam w twarz na tyle mocno, że ten łajdak wpadł na przeciwległą ścianę. 

- Pożałujesz tego. – wolnym krokiem podszedł do mnie. Obiema dłońmi objęłam brzuch aby chronić moje maleństwo. Kiedy Alejandro zamachnął się żeby mi oddać do domu wszedł Sergio. 

- Tknij ją tylko, a połamię ci wszystkie kości. – Sergio złapał mojego męża za koszule odciągając go ode mnie. Ten wpadł na stolik stojący w salonie strącając wazon z kwiatami. Wstał szybko dopadając do piłkarza. Wymierzył mu cios w twarz. Z nosa i wargi Sergio pociekła krew. To jeszcze bardziej rozjuszyło Ramosa. Piłkarz powalił Alejandra na ziemię. Usiadł na nim okładając go w twarz. Po chwili buzia Alejandra była cała pokiereszowana a on ledwo żył. Zerwałam się z miejsca w którym oniemiała przyglądałam się całej sytuacji. Podbiegłam do Sergio łapiąc go za ramię starałam się odciągnąć od Alejandra.

- Sergio błagam! Zabijesz go! – Sergio nie zważał na moje słowa. – Kochanie błagam cię! – usłyszawszy te słowa przestał wyładowywać swoją złość na moim mężu. Wstał z niego. „Pomógł” mu wstać i pokazał drzwi a ja w dalszym ciągu klęczałam na dywanie poplamionym krwią, a obok mnie leżał roztrzaskany wazon. Nie bałam się o Alejandro tylko o Sergio. Moje słowa wypowiedziałam świadomie. Naprawdę kocham Sergio Ramosa. Zaczęłam zbierać kawałki szkła. Po chwili podszedł do mnie Sergio pomagając wstać. Ja już nie wytrzymałam. Popłakałam się jak małe dziecko i mocno wtuliłam się w piłkarza.

- Tak bardzo się bałam. – powiedziałam

- Ciii…. Przy mnie nic ci nie grozi. Nie pozwolę temu bydlakowi skrzywdzić cię. – Sergio dłonią dotykał moich włosów. Oderwałam się od niego spoglądając w czekoladowe tęczówki mężczyzny. Pokręciłam przecząco głową.

- Nie zrozumiałeś mnie. Bałam się… o ciebie. – dodałam po chwili. – Ja już dłużej tak nie mogę. Kocham cię Sergio. Nie mogę już udawać, że jest inaczej. Kocham cię! – piłkarz nie powiedział nic tylko wpił się moje usta. Jego usta przez rozciętą wargę miały posmak krwi, ale nie przeszkadzało mi to. Oddałam pocałunek. Trwaliśmy w tej chwili przez dłuższy moment. W końcu oderwaliśmy się od siebie.

- Nawet nie wiesz jak na to czekałem. Jestem teraz najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem. Zaopiekuję się wami. – ręce Sergio przejechały po moim brzuchu. Ramos schylił się i pocałował maleństwo znajdujące się w środku. – Jedźmy do mnie. – niepewnie rozejrzałam się po mieszkaniu. – Posprzątamy jutro. Nie daj się prosić. – Ramos spojrzał na mnie tym swoim błagalnym wzrokiem a ja po raz kolejny uległam. Zabrałam parę swoich rzeczy. Sergio w międzyczasie doprowadził się do porządku. Na głowę założył czapkę z daszkiem i kaptur, a na oczy okulary przeciwsłoneczne starając się aby nikt go nie rozpoznał. Nie wstydził się ze mną pokazywać. To ja poprosiłam abyśmy byli dyskretni. Po kwadransie byliśmy w domu piłkarza. Usiadłam wygodnie na sofie. Sergio przyniósł zimne napoje i dołączył do mnie. Objął mnie ramieniem a ja oparłam swoją głowę o jego bark. 

- Niedawno byłam u mecenasa Montoy. Złożyłam papiery rozwodowe. Lada dzień Alejandro powinien dostać dokumenty i wezwanie do sądu. – powiedziałam przerywając ciszę. – Boję się, że zabierze mi dziecko. 

- Kotku nie wygaduj głupot. Ten bydlak nie ma szans w sądzie. Zrobię wszystko żebyś była szczęśliwa. – słowa Sergio były jak najlepsza muzyka. Napadło mnie ziewanie. – Jesteś zmęczona. Połóż się, a ja za moment do ciebie dołączę. Zadzwonię tylko do Rene, bo dobijał się do mnie przez całe południe. Chyba, że chcesz to przygotuję ci oddzielny pokój.

- Nie. Będę czuła się bezpieczniej przy tobie. Ale masz racje pójdę wziąć szybki prysznic i pod kołderkę. – powiedziałam. Pocałowałam szybko Sergio i poszłam na górę zabierając niewielką torbę z sobą. Wyjęłam dłuższą bluzkę, która robiła za koszulkę nocną i poszłam do łazienki. Szybko wzięłam prysznic, obrałam się i weszłam pod kołdrę. Po chwili dołączył do mnie Sergio. Pozbył się swojej odzieży pozostawiając tym samym w samych bokserkach. Onieśmielił mnie jego widok. Można powiedzieć nagiego widziałam go 5 lat temu, kiedy po raz pierwszy kochaliśmy się. Szybko wskoczył pod kołdrę wywołując u mnie śmiech. Przytuliłam się do jego torsu. Sergio był taki cieplutki. Było mi tak dobrze. 

- Kocham cię. – powiedziałam ziewając. W krótkim czasie zmorzył mnie sen.

Godzina 1:00 w nocy

Obudził mnie silny skurcz. Dotknęłam ręką miejsca obok- było puste. Moja ręka przejechała po prześcieradle. Pod sobą poczułam mokrą plamę. 

- Aaa...!!!! – krzyknęłam. Ból stawał się nie do zniesienia. – Sergio gdzie jesteś! – podniosłam głos ze łzami w oczach. Sergio wpadł do sypialnie nie wiedząc co się dzieje

- Lor co się stało? – zapytał

- Zaczyna się. Błagam zawieź mnie do szpitala. – powiedziałam zmęczona coraz częstszymi skurczami.

- Ale mówiłaś że masz termin za niecały miesiąc. – powiedział Sergio z przejęciem w oczach

- Widocznie dziecko chce wcześniej wyjść na świat. – Sergio wziął mnie na ręce oczywiście ledwo niosąc jakoś dotarł do samochodu. Usiadłam z tyłu próbując regularnie oddychać, tak jak pokazywała mi Miri. Ramos jechał jak wariat nie zważając na przepisy. Dobrze, że był mały ruch uliczny. Po niespełna kwadransie byliśmy pod szpitalem. Sergio pomógł mi wysiąść i zawołał pielęgniarkę, która przyszła z wózkiem. Usiadłam na wózku. Przyszedł kolejny skurcz tym razem bardziej mocny. 

- Aaaa!!! Gdzie jest Miri? – zapytałam będąc już na sali porodowej. Nie zastałam tam mojej przyjaciółki tylko innego lekarza i to w dodatku faceta. Czy ja zawsze muszę być zależna od facetów?? – zapytałam samą siebie. Kiedy leżałam na łóżku porodowym Sergio cały czas trzymał mnie za rękę. Lekarz wyszedł się przygotować a mną zajęła się pielęgniarka. Po chwili facet wrócił ubrany w fartuch.

- Jeżeli chce pan zostać przy żonie musi pan założyć ochronny fartuch. – nie miałam siły niczego prostować. Skinęłam tylko twierdząco głową w stronę Sergio, który spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Pielęgniarka pomogła mu założyć okrycie. Najśmieszniejsze było to, że ten doktorek wcale nie poznał Ramosa. – No to co pani Loreno? Zaczynamy?

- Nie urodzę bez Miri. Po za tym nie zabrałam wyprawki dla dzidziusia. – zapierałam się. Skrzyżowałam nogi w geście obronnym wywołując napad śmiechu wśród obecnych. 

- Pani Miriam Ramos wyjechała na konferencję medyczną. Wróci dopiero jutro. A wyprawką proszę się nie martwić. – powiedział lekarz – Proszę mi pozwolić wykonywać swoją pracę. Jest pani w dobrych rękach. 

- No dobrze. – powiedziałam kiedy przyszedł kolejny bardzo bolesny skurcz. Wróciłam do pozycji w której leżałam zanim zaczęłam kłócić się lekarzem. 

- Kiedy przyjdzie kolejny skurcz proszę z całej siły przeć. Dobrze? – zapytał lekarz a ja tylko skinęłam głową. W dalszym ciągu trzymałam Sergio za rękę. Nastał kolejny skurcz a ja całą siłą zaczęłam przeć. Boże, jak boli! Po kwadransie okropnego bólu usłyszałam głośny płacz mojego dziecka. 

- Dziewczynka. Chce pan przeciąć pępowinę? – Sergio dumnie jakby był biologicznym ojcem małej przeciął pępowinę. Po chwili dali mi dziecko na ręce. To istny cud spoczywał na moich rękach. Z oczu pociekły łzy ogromnego szczęścia.

- Witaj księżniczko. Jestem twoją mamusią. – chyba pod wpływam mojego głosu maleństwo zaczęło się uspokajać. Spojrzałam na Sergio z wielkim uśmiechem na twarzy. On również się uśmiechał. Pocałował mnie w skroń. Następnie oboje przyglądaliśmy się małej.
______________________________________________________________________________

Oddaję wam nowy rozdział. Kochani czasami nie mam czasu poinformować każdego z osobna dlatego będę pisała info po dodaniu rozdziału na BVB Madridismo. W związku z tym proszę zaglądać na tamten blog. Pozdrawiam :*

9 komentarzy:

  1. O matko,jaki cudowny odcinek :).
    Piękny,wzruszający,no po prostu słodycz :)
    zapraszam do mnie http://millones-de-opciones.blogspot.com/2013/11/odcinek-15.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Aww... W końcu, jak cudownie <33 Super odcinek, bardzo rozczulający :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super kochana uwielbiam twoje wszystkie blogi jak pewnie wiesz . Zapraszam do mnie u mnie ważne inffooo

    OdpowiedzUsuń
  4. Co za odcinek! same pozytywy bydlak dostał w twarz, Sergio i Lor nareszcie razem no i nareszcie urodziła się księżniczka!

    OdpowiedzUsuń
  5. świetny rozdział ;)
    Czekam na kolejny i zapraszam pomimowszystkokocham.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. http://never-stop-dreaming-real-madrid.blogspot.com/2013/12/prolog.html Zapraszam do siebie, niedługo powinien pojawić się pierwszy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ahh *.* Coś świetnego!
    Coś czuję, że Alejandro sobie tak szybko nie odpuści... W przyszłym rozdziale wyczuwam jeszcze więcej brutalności, ale to jest chyba fajne :))
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Nareszcie nadrobiłam ;) Podoba mi się ta historia. Lorena wiele przeszła, ale wierzę, że teraz odnajdzie szczęście u boku Sergio i Alejandro da jej spokój. Czekam z niecierpliwością na szósty rozdział i proszę o informowanie, jeżeli jest to możliwe, na blogu: www.el--tiempo--de--ti.blogspot.com, lub na GG: 8675263. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zapraszam do mnie nie na rozdział ale na krotką notke i prosze o komentarze http://cristiano-ronaldo-opowiadania.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń