Minęły
dwa tygodnie od momentu kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Alejandro w
dalszym ciągu nie zmienił nastawienia do mojego obecnego stanu. Nie jest
agresywny, ale nie rozmawia ze mną na temat dziecka. Za każdym razem kiedy chcę
podjąć jakąś dyskusję on ucina wszystko.
Jestem przekonana, że mój mąż w głębi duszy kocha nasze dzieciątko.
Jak zwykle z
rana Alejandro wyszedł do pracy zostawiając mnie samą. Nudziłam się strasznie
nie mając tu znajomych. Postanowiłam, że zadzwonię do Miriam. Właściwie tylko
ją znałam. Wystukałam jej numer, który wysłała mi parę dni wcześniej.
- Hej. No nareszcie się odezwałaś. Czekam i czekam na ten
twój telefon, a tu nic. – odezwała się moja rozmówczyni.
- Przepraszam cię. Musiałam ogarnąć parę spraw. Masz może
czas? Chciałabyś się spotkać? – powiedziałam
- Dzisiaj mam wolne, więc zapraszam cię na obiad. –
powiedziała. – Wiem! A może wpadłabyś do mnie. Ugotowałybyśmy coś razem jak
kiedyś. – zaproponowała Miriam
- Czemu nie. Podaj mi tylko adres.
- La Gran Via 230. – powiedziała uradowana rozmówczyni -
Nic nie musisz kupować, bo byłam dziś na zakupach. Zaopatrzyłam caluśką
lodówkę…
- To widzimy się za jakieś 2 godzinki. – powiedziałam.
Zakończyłam rozmowę. W szybkim tempie wzięłam prysznic. Postawiłam na długą,
zwiewną sukienkę i sandałki na koturnie. Włosy upięłam w niedbałego koka.
Całość uzupełniłam delikatnym i świeżym makijażem. Właściwie byłam już gotowa.
Zamówiłam taksówkę. Na razie boję się jeździć po Madrycie autem, ponieważ
jeszcze mogę zbłądzić. Wsiadłam do zamówionej taksówki podając kierowcy adres.
Po 20 minutach byłam pod odpowiednim adresem. Zadzwoniłam domofonem. Po chwili
brama ustąpiła i mogłam swobodnie wejść. Dom wyglądał naprawdę okazale. Piękne
widoki dopełniał ogród. Idealnie skoszona trawa i kwiaty świetnie kontrastowały
z budynkiem. Zachwycona widokami nie zauważyłam, że Miriam stoi przed drzwiami
i przygląda mi się z uśmiechem.
- Robi wrażanie co? Niestety ja tu jestem tylko gościem.
– powiedziała. Spojrzałam na nią nieco zdziwiona. – To dom mojego brata,
Sergio. Pamiętasz go?
Jak mogłabym zapomnieć. Sergio Ramos Garcia najlepszy
piłkarz w szkole za którym latały wszystkie dziewczyny. Dziś jeden z
najsławniejszych sportowców w piłkarskiej europie. Pamiętam go doskonale. –
pomyślałam
- Tak pamiętam. Z resztą kto go dzisiaj nie zna? –
powiedziałam po chwili z uśmiechem. Miriam zaprosiła mnie do środka.
Rozglądałam się po mijanych pomieszczeniach jak dziecko zachwycone zabawką. Dom
był naprawdę piękny. Wnętrza utrzymane w bieli świetnie kontrastowały z
ciemnymi meblami. Widać było rękę dekoratora i to nie byle jakiego.
- Lor, co ci się stało w ramię? – Miri zauważyła mojego
siniaka, którego starałam ukryć się pod sweterkiem. Z roztargnienia ściągnęłam
go uwydatniając „prezent” od męża.
- To nic takiego. Gapa ze mnie. Uderzyłam się w klamkę. –
zaczęłam kłamać jak z nut. Miri spojrzała na mnie podejrzliwie, ale nie drążyła
już tematu. A więc co robimy? – zapytałam kiedy znaleźliśmy się w ogromnej
kuchni.
- Wstawiłam już kaczkę z pieczonym ryżem, a krem
pomidorowy już jest prawie gotowy. Właściwie musimy zrobić tylko sałatkę jako
dopełnienie drugiego dania. Może pokrój
pory, a ja poszatkuję kapustę? – Miriam poinstruowała mnie. Wzięłam się za
krojenie warzywa. – Jak się czujesz? Nie masz jeszcze zachcianek?
- W sumie czuję się dobrze. Nie odczuwam na razie
strasznych mdłości i nie mam zachcianek. Chociaż zaczęłam na potęgę jeść lody
truskawkowe, których nienawidzę, ale teraz bardzo mi smakują. – powiedziałam
uśmiechając się pod nosem. Na myśl o dzidziusiu robi mi się ciepło na sercu.
Jednocześnie jednak boję się, że Alejandro nie zmieni swojego nastawienia. Mam
nadzieję, że to jednak się stanie i mój mąż zaakceptuje fakt, że jestem w
ciąży. Swoją drogą zastanawiam się, dlaczego nie chce mieć dziecka. Kończyłam
przyrządzać sałatkę. Miri w tym czasie wystawiła pieczeń z ryżem i nakryła do
stołu. Zaniosłam miskę z jedzenie stawiając na stale w jadalni. Po chwili razem
z Miri usłyszałyśmy jak ktoś wchodzi do domu.
- Ale jestem głodny!
Trener dał nam ostry wycisk. – do jadalni wszedł młody, nieziemsko
przystojny mężczyzna, którego doskonale znałam sprzed lat. Spojrzał na mnie
zdziwiony żeby potem skierować swój wzrok na Miriam.
- Lorena zrobiła nam niespodziankę. Pogadajcie sobie, a
ja skoczę się przebrać. – Miriam ulotniła się jak kamfora. Zostałam razem z
mężczyzną. Spojrzałam na niego z uwagą.
- To ja Sergio. – powiedział po chwili nowo przybyły. -
Pamiętasz? Poszliśmy nad staw i wpadliśmy w pokrzywy. Następnego dnia. byliśmy
cali w bąblach.
- Pamiętam. – uśmiechnęłam się – To ty zamknąłeś mnie w
szopie? – pogroziłam palcem Sergio.
- Tak. Byłem wtedy strasznie zakochany. Ale już mi
przeszło. – Sergio spojrzał mi w oczy. Patrzyliśmy na siebie intensywnie. Miriam
weszła do pomieszczenia przerywając niezręczną ciszę panującą między nami.
- Co tak stoicie? Siadajcie. – powiedziała. Spojrzałam na
Sergio z uśmiechem siadając do stołu. Zaczęliśmy jeść. Cały posiłek minął we
wspaniałej atmosferze. Po obiedzie usiedliśmy w salonie popijając sok. Wspominaliśmy
dawne czasy śmiejąc się do rozpuku. Nie zauważyłam a nastał już wieczór.
- Muszę się już zbierać. Jest już późno. Naprawdę miło
spędziłam ten dzień.– wstałam z kanapy. Domownicy również wstali odprowadzając
mnie do drzwi.
- Musimy to koniecznie powtórzyć. Może zrobimy sobie w
tygodniu babską noc. Sergio wyjeżdża z samego rana na zgrupowanie kadry. Jest
jeszcze tyle do wspominania. – powiedziała Miriam – Braciszku może odwieziesz
Lor? – dodała. Piłkarz ochoczo zgodził się nie zważając na moje protesty. W
końcu odpuściłam. Pożegnałam się z Miri. Razem z Ramosem poszliśmy do jego
samochodu. Mężczyzna otworzył mi drzwi od strony pasażera. Wsiadłam do auta
zapinając pasy. Sergio wrócił się jeszcze do domu. Po chwili wrócił, odpalił
silnik odjeżdżając ze swojej posesji.
- To gdzie pani sobie życzy podwózkę? – zapytał z
uśmiechem nie spuszczając wzroku z jedni.
- Nie chcę ci robić kłopotu. Na pewno chcesz wypocząć
przed podróżą.– powiedziałam. Spojrzał na mnie groźnie. Oczywiście wszystko w
żartach. Westchnęłam teatralnie przewracając oczami. – No dobrze. Gran Via 33. –
podałam adres piłkarzowi.
Zatrzymaliśmy się na czerwonym świetle, które po
chwili zmieniło się na zielone.
- Miri wspominała że spodziewasz się dziecka. Gratulacje.
Sądząc po obrączce na twoim palcu jesteś również szczęśliwą mężatką. – odezwał się
Sergio.
- Tak, bardzo cieszę się z dzidziusia. – odruchowo moje
ręce powędrowały na brzuch. Uśmiechnęłam się nieznacznie. Dziecko dodawało mi
ogromnego powera mimo tego, że jeszcze nie pojawiło się na świecie. W tym
momencie pomyślałam o Alejandro. Mój humor momentalnie pogorszył się. Sergio
zauważył, że posmutniałam.
- Co się stało? Dlaczego jesteś smutna? Powiedziałem coś
nie tak? – zapytał
- Nic mi nie jest. Po prostu zamyśliłam się. – wymusiłam uśmiech
na mojej twarzy. Nie chcę wywlekać moich prywatnych spraw. Nawet nie
zauważyłam, a już znaleźliśmy się pod moim domem. – Bardzo ci dziękuję za
podwiezienie. To był wspaniały dzień. Do zobaczenie. – pociągnęłam za klamkę równocześnie
czując rękę piłkarza na moim ramieniu. Sergio pocałował mnie w policzek.
Właściwie nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Niby był to pocałunek w policzek,
ale jednak pocałunek. W szybki tempie wyskoczyłam z samochodu. Weszłam do domu.
Zamknęłam za sobą drzwi wzdychając ciężko. W domu panował półmrok. Właściwie
pomieszczenia oświetlał tylko księżyc na niebie. Weszłam do kuchni. Zapaliłam
światło. Przestraszyłam się widząc Alejandra siedzącego na krześle przy blacie.
Myślałam, że nie ma go.
- Cześć kochanie. – podeszłam do męża z zamiarem
pocałowania go. Nie dane mi było to zrobić, ponieważ ten zerwał się z krzesła
jak poparzony. Odruchowo odsunęłam się kawałek do tyłu.
- Wróciłem z pracy, a ciebie nie zastałem w domu. Gdzie
byłaś? – zapytał. Jego wzrok wyrażał jedno: złość.
- Całymi dniami siedzę w domu. Pomyślałam, że spotkam się
z Miri. To lekarka, która przyjmowała mnie w szpitalu. Pamiętasz? Opowiadałam
ci o niej. Miriam to moja stara znajoma z Camas. – powiedziałam starając
zachować się spokój.
- Nie wiedziałem, że Miriam zmieniła płeć. – Alejandro zaśmiał
się kpiąco.
- Chodzi ci o tego mężczyznę, który mnie przywiózł? –
zapytałam – To Sergio, brat Miri. Jest piłkarzem.
- Gówno mnie obchodzi kim on jest! Ma się nie zbliżać. –
Alejandro podszedł do mnie. Mój wzrok powędrował gdzieś w bok, ale mąż złapał
mnie za podbródek kierując moją twarz w swoją stronę. Spojrzałam ze strachem w
jego oczy. – Chyba czasami zapominasz, że należy mi się szacunek?
- Oczywiście, że nie.– dotknęłam dłonią policzka
Alejandra. Tym gestem chciałam go uspokoić. Druga ręka powędrowała na brzuch.
Zaczęłam się źle czuć. To chyba ze strachu.
– Nie masz powodu do niepokoju.
Kocham tylko Ciebie. – po tych słowach jego twarz przybrała o wiele
spokojniejszy wizerunek. Alejandro zbliżył swoją twarz. Pocałował mnie
delikatnie i z pasją. Oderwałam się od niego. – Może zrobić ci jakąś kolację? –
zaproponowałam.
- Nie jestem głodny. Muszę jeszcze wysłać ważny e-mail. –
powiedział obejmując mnie.
- W takim razie idę wziąć prysznic. Jestem wykończona. –
uśmiechnęłam się. Tak naprawdę chciałam krzyczeć i płakać, ale nie mogłam
pokazać mojej słabości. Szybkim krokiem zmierzyłam do łazienki. Rozebrałam się
do naga wchodząc pod prysznic. Odkręciłam wodę, która przemieszała się z moimi
łzami. Stałam tak, a moje ciało oblewała chłodnawa ciecz. Postanowiłam wziąć
się w garść. Wyszłam z pod prysznica, wytarłam się puchatym ręcznikiem oraz
założyłam bieliznę i koszulkę nocną. Po chwili znajdowałam się już pod
cieplutką kołdrą. Obróciłam się na bok czekając z zamkniętymi oczami, aż zmorzy
mnie sen, który niestety nie nadszedł. Poczułam pocałunki na swojej szyi oraz
dłonie na brzuchu zmierzające ku dołowi. To był Alejandro
- Kocham cię. – powiedział. Nie miałam ochoty na seks. –
Tak bardzo cię pragnę.
- Nie dzisiaj kochanie. Jestem zmęczona. – zdjęłam jego
dłoń z mojego uda, ale on nie ustępował. Jego dotyk i gesty zaczęły się robić
coraz bardziej nachalne. Alejandro wszedł we mnie energicznie sprawiając mi
ogromny ból.
- Alejandro błagam! Jeżeli musisz już to robić bądź
delikatniejszy. Pomyśl o dziecku. – zaczęłam płakać nie tylko z bólu, ale i ze
strachu. Bałam się o zdrowie naszego… mojego dziecka. W końcu nie wytrzymałam.
Zerwałam się z łóżka i pobiegłam do łazienki. Zamknęłam drzwi po których osunęłam
się płacząc. Poczułam się jak nic nie warta osoba. On się już nie zmieni. To
potwór! Nareszcie to dostrzegam. Tak! Kocham go, ale nie mam zamiaru tak żyć.
Jestem odpowiedzialna nie tylko za siebie, ale również za to nowe życie
dorastające w moim brzuszku. Muszę teraz tylko myśleć o nim. Usłyszałam dźwięk
odpalanego silnika. Podniosłam się z zimnej podłogi podchodząc do okna. Alejandro
gdzieś pojechał. To jest moja szansa. Muszę zmienić swoje dotychczasowe życie, iść
na przód. W szybkim tempie pognałam do garderoby. Do dużej walizki wrzucałam
najpotrzebniejsze rzeczy. Ubrałam się, złapałam za walizkę i wyszłam z domu. Tylko
gdzie mam iść. Nie mam tu nikogo. – pomyślałam - Miri! Teraz moją jedyną
nadzieją jest ona. Tylko jej ufam. Wsiadłam do taksówki wcześniej zamówionej.
Podałam kierowcy adres. Po chwili ruszyliśmy. Odwróciłam się jeszcze na moment
spoglądając na dom, który stawał się coraz mniejszy. Właściwie dom to tylko
słowo określające budynek i nie więcej, to puste wyrażenie nic nieznaczące.
Westchnęłam ciężko pogrążając się w myślach.
___________________________________________________________________________________
Od razu chciałam przeprosić za długą nieobecność. Winowajcą jest brak czasu stający się moją udręką. Mam nadzieję, że po części wynagrodzę wam to nowym rozdziałem. Oczekuję również, że przypadnie wam do gustu. Z góry przepraszam za jakiekolwiek błędy. Pozdrawiam :*
Całe szczęście,że Lorena uciekła od tego chama!. Naprawdę jest mi jej strasznie żal,że musiała to znosić.
OdpowiedzUsuńojej
OdpowiedzUsuńale się zadziało
dobrze że w kocu od niego zwiała
na następny
mam nadzieje ze będzie szybciej niż ten
heh, Sergio jaki gentelmen ;p . dobrze, że Lorena zmieniła zdanie na temat Alejandro i uciekła, pewnie to jeszcze nie koniec jego roli w opowiadaniu ale jestem pewna, że wszystko dobrze się skończy ;) . Świetny odcinek, czekam na następny i zapraszam do siebie : http://amoe-vinci-omni-luiz.blogspot.com/ ;).
OdpowiedzUsuńPOZDRAWIAM ;*
to jest genialne! bardzo dobrze, że odeszła o tego idioty. Liczę na to, że do niego nie wróci, bo jest dla niego stanowczo za dobra. Oby ułożyła sobie życie i była szczęśliwa razem z maleństwem :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Patrycja :*
Cudowny rozdział ^^ Dobrze, że Lorena w końcu zdecydowała się odejść od Alejandra. Nie rozumiem jak można być takim okrutnym... Już sobie wyobrażam Sergio w roli pocieszyciela haha :) Czekam na kolejny ^^
OdpowiedzUsuńJuż myślałam , że nas zostawiłaś cudowny rozdział jak zawsze w każdym twoim opowiadaniu zapraszam do mnie http://cristiano-ronaldo-opowiadania.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń